Niebieska Strefa A A+ A++

Dyskusyjne Kluby Książki

Filia nr 9

2019-09-27

W ramach akcji „60 + Kultura” w filii nr 9 odbyło się spotkanie działającego od 11 lat DKK. Tym razem dyskusja dotyczyła dwóch książek: Juliana Barnesa Zgiełk czasu i Elizabeth Strout Mam na imię Lucy.


Julian Barnes – Zgiełk czasu

Lenin uważał, że muzyka przygnębia.
Stalin myślał, że muzykę rozumie i docenia.
Chruszczow muzyką gardził.
Co jest najgorsze dla kompozytora?


Zgiełk czasu to książka, która opowiada o losach Dymitra Szostakowicza. Temu wybitnemu kompozytorowi przyszło żyć i tworzyć w bardzo nieprzyjaznych czasach. Machina stalinowskiego terroru, która przetoczyła się przez Związek Radziecki wciągnęła Szostakowicza, ale oszczędziła mu życie. „Zamiast zabić go pozwolili mu żyć, a pozwalając mu żyć zabili go”. Po krytyce jego utworów przez Stalina, artysta bał się o swoje życie i przez jakiś czas codziennie wieczorem stawał ubrany, ze spakowaną walizką przy drzwiach windy i czekał. Nikt po niego nie przychodził, więc nad ranem wracał do mieszkania z myślą – to jeszcze nie dzisiaj. Uspokajał się aż do wieczora, gdy znowu stawał przed windą. Strach pozostał mu do końca życia. 


Talent Szostakowicza nie mógł się w pełni rozwinąć, ponieważ oczekiwano od niego łatwej muzyki dla mas. Swoje kompozycje wielokrotnie musiał poprawiać. Nawet po śmierci Stalina nie pozwolono mu złapać oddechu, oceną jego twórczości zajmowali się kompletni dyletanci.  Mimo to kompozytor nie zdecydował się na emigrację. Żył i tworzył próbując zachować twarz i nie narazić się władzy. „Duszę można zniszczyć na trzy sposoby: tym co inni robią tobie; tym, co pod naciskiem innych robisz sobie sam; i tym co robisz sobie sam z własnej woli”.


Książka to swoisty tryptyk: Pod windą; W samolocie; W samochodzie - opowiadający o kilku etapach życia Dymitra. Autor wnikliwie przygotował się do napisania tej biografii zapoznając się z tłem historycznym i społecznym. Doskonale oddał ducha epoki a także rozterki  Szostakowicza jako twórcy i jako człowieka.


Elizabeth Strout Mam na imię Lucy.

Tytułowa bohaterka  zostaje na jakiś czas przykuta do szpitalnego łóżka. Niespodziewana wizyta dawno niewidzianej matki powoduje lawinę wspomnień. Trudne dzieciństwo pełne brudu, głodu i strachu, brak poczucia bezpieczeństwa i ciepła w rodzinnym domu, odrzucenie przez rówieśników – wszystko to mocno wpłynęło na psychikę Lucy. Kobiety próbują ze sobą rozmawiać. Nie daje się jednak nakłonić matki do zwierzeń i oceny przeszłości. Pozostaje ona chłodna i zdystansowana, wiele spraw między kobietami nie zostaje wyjaśnionych. Mimo to ich wzajemne relacje ulegają poprawie. Lucy próbuje dokonać oceny swojego życia, nieudanego małżeństwa i rozwodu, nieciekawej pracy, relacji z córkami, jak również pierwszych prób psarskich. 


Powieść jest syntetyczna, oszczędna w słowach i zarazem chaotyczna, przez co ciężko się ją czyta. Strout pokazuje, jak blisko spokrewnieni ze sobą ludzie mogą żyć w różnych rzeczywistościach, z których nie chcą bądź nie potrafią wyjść dla dobra innych. Jest to również opowieść o trudnościach w zaakceptowaniu przeszłości i przebaczeniu.